Maraton Spławikowo-Gruntowy Kół PZW 33 i 43 - Wykrot - 16-18.06.2017

Drużynowy maraton wędkarski, spławikowo-gruntowy, pomiędzy kołami PZW nr 33 i 43, odbył się w dniach 16-18.036.2017r. na Zalewie Wykrot (pod Myszyńcem). 

Kilkoro z nas  przyjechało już dzień wcześniej, by cały czerwcowy długi weekend spędzić nad wodą. Oczywiście, aby nie popsuć przyszłej rywalizacji, łowiliśmy obok miejsca przewidzianego na maraton.

W piątek, w dzień rozpoczęcia naszej rywalizacji, zanim jeszcze dojechała reszta zawodników, należało zająć się sprawami organizacyjnymi. Zaopatrzenie naszej „gromadki” w artykuły spożywcze na 3 dni w miejscowym sklepie z przesympatycznym kropkowanym owadem w logo wywołało lekki popłoch wśród klientów a u menagerów radość z utargu, gdyż zawartość naszego koszyka przypominała zapasy na wojnę, ale trzeba było przewidzieć wykarmienie 10 zawodników, dwóch dzielnych młodzików z towarzyszącą im Mamą, oraz trzy psy.

Jeszcze przed przyjazdem wszystkich uczestników rozstawiliśmy na łowisku pawilon ogrodowy, który ozdobiony został stosownym plakatem oznajmiającym o celu naszego zgromadzenia. To było nasze „stanowisko dowodzenia”, miejsce integracji grupowej, a także garkuchnia i stołówka.

Powitanie, mowy Zarządów Kół i losowanie stanowisk oraz rozstawienie się na stanowiskach zawodników przebiegło bardzo sprawnie. Równo „na hejnał” o 12:00 w piątek 16.06.2017r. rywalizacja zaczęła się już "na serio".

W ruch poszły wędki oraz inne „wspomagacze”. A było ich sporo. Wiadra pinki, kilogramy zanęty, atraktory itp., wystarczyłyby zapewne do wykarmienia parunastu kadzi karpi „pasionych” od października do grudnia na stoły wigilijne. Oprócz oczywiście sprzętu wędkarskiego wszyscy musieli zadbać o „zaplecze”. Brzeg zalewu obstawiliśmy namiotami, fotelami, parasolami itp.

Łowienie podzieliliśmy na tury. Codziennie o 8:00 i 20:00 odbywało się ważenie naszych zdobyczy oraz po tym „ceremoniale” wspólne śniadania i kolacje przy grillu.

Nie było potrzeby podziału pracy przy organizowaniu wspólnych posiłków. Za każdym razem ktoś inny (duży szacun dla Panów) dbał o wykarmienie naszej gromadki. Dodatki do grilla zapewnił swoimi przetworami (Suuuper ogóreczki, papryczka i grzybki) kolega Leszek Pokrop.

Każdy dzień przynosił nam różne zdobycze wędkarskie. Chociaż przeważały płocie, leszcze i ukleje (oczywiście prym wiedli łowiący na „tyczki”), nie zabrakło innych emocji. Królem „polowania” o mało nie został kolega Prezes Robert Chojnacki (Koło nr 33), już właściwie pół metra od brzegu (na szczęście było paru świadków, w tym ja) około metrowy amur zamachał Mu na pożegnanie ogonem, wypinając się z haczyka i uciekając w siną dal. Ale tym sposobem, najpiękniejszą rybą naszego maratonu, był lin złowiony przez kolegę Marcina Sabonia (Koło nr 33). Duży, „wypasiony” i przepięknie zielono-złoty okaz. Brawo!

Niestety nie wszystkim były dane takie zdobycze. Nasza drużyna, czyli pisząca te słowa wraz z kolegą Wiesławem, kapitanem sportowym koła 43, ponieśliśmy sromotną porażkę (ostatnie miejsce). Nie pomogły „karpiówki” i „magiczne” kulki proteinowe, feeder i picker też nie poradziły sobie z „batami”.  Dobrze, że skończyło się tylko na złorzeczeniu Wiesia i przysięgach, że już wędki do ręki nie weźmie (tia…słyszałam to już chyba po raz enty, z tego „fefnaście” razy w tym roku), a nie na jakimś brutalnym potraktowaniu kijów. Na szczęście łamanie sprzętu bardziej jest popularne na scenach rockowych, a nie na łowiskach.

Pomimo zmiennej pogody, jeśli chodzi o temperaturę i wiatr (czasami trzeba było się przebierać trzy razy dziennie, od szortów do ciepłych kurtek), deszcz omijał naszą okolicę. Noce tez były całkiem znośne. Śpiwory wystarczyły, aby spokojnie przespać do rana. Niestety właśnie przespać, bo ilość nocnych brań nie powodowała konieczności nagłego zrywania się do wędek.

Podsumowanie naszej rywalizacji właściwie nikogo nie zaskoczyło. Trzy dni wytrwałego czuwania prawie bez przerw kolegów Roberta i Czarka Zawadzkich przyniosło im zasłużone zwycięstwo. Kilogramami złowionych ryb zdeklasowali następnych w kolejności „na pudle” rywali.

Honoru Koła nr 43, musiał bronić kolega Rafał Zajkowski. Gdyby nie Jego niezastąpiona w „bojach” tyczka, nasze koło całkiem by poległo w rywalizacji. Drużyna, którą stanowili z kolegą Sebastianem Krupą, dzielnie stawiała czoło kolegom z Koła 33. Panowie, gdyby nie Wy…a właściwie, sami wiecie.

Za organizację naszego maratonu należą się też serdeczne podziękowania dla Prezesa kola PZW w Myszyńcu Leszka Kabacika. Zapewnił nam rezerwacje miejsca i nie omieszkał odwiedzić nas na łowisku, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, oraz życząc nam obfitych łowów.

Podsumowując całą powyższą relację, tak na poważnie, serdecznie zachęcam wszystkie koleżanki i kolegów wędkarzy, organizujcie jak najczęściej takie wyjazdy jak my. Spędzajcie czas z przyjaciółmi na dobrej zabawie, w sympatycznej atmosferze, na łonie natury . Najważniejsze co potrzebne, to chęci i troszkę wolnego czasu. Wystarczy parę osób chcących wspólnie połowić a reszta już sama jakoś wychodzi…..:)

 

Rewizorek - Gosia