II Memoriał im. płk. Jerzego Berlińskiego - Grochale - 26.05.2018

Drodzy Członkowie Koła nr 43.

Już coś od rana wskazywało, że nasze zawody odbędą się z problemami. Pierwszy symptom to to, że Kapitan Sportowy i pisząca te słowa niecnie zaspali… Biegusiem zastartowaliśmy na łowisko, a ponieważ już wiedzieliśmy, że nie zdążymy na zbiórkę, poprosiliśmy aby zaczynać bez nas. I dalej pech nas nie opuszczał. Zmyliliśmy drogę już nad Wisłą i zakopaliśmy się w piachu. Samochód zawisł na podwoziu i ani w prawo, ani w lewo. Cóż, w ruch poszła saperka (na szczęście była w bagażniku) i zaczęło się poszukiwanie czegokolwiek do podłożenia pod koła, oprócz oczywiście dywaników. We dwoje na pewno nie dalibyśmy rady, na szczęście zawsze można liczyć na kolegów. Janek i Janusz, pomimo że zawody już się rozpoczęły, porzucili wędki i przybyli nam z pomocą. Dzięki ich sile udało się wypchnąć naszą „cytrynkę” z piachu.

Dalej też nie było lekko. Stanowiska były podzielone na dwa sektory, ze względu na innych wędkarzy, których zastaliśmy na łowisku. Trzeba było się rozdzielić na dwie grupy. Na dodatek, po raz pierwszy na naszych zawodach zawiodła pogodynka (no cóż… do tej pory było za pięknie). Nadciągnęły chmury burzowe, które zmuszały nas co kilkanaście minut do „przyspieszonej” ewakuacji do samochodów, bo jak „walą” pioruny, to pozostanie przy wędkach (włókno węglowe wspaniale przyciąga gromy) równało się z samobójstwem.

Po paru godzinach walki z żywiołem musieliśmy się poddać. Zapadła decyzja o skróceniu czasu zawodów.

I tu nastąpiły dalsze komplikacje. Tym razem, w czasie powrotu drugiej grupy, na koleinach „zawisł” samochód Prezesa. Do pomocy ruszyła większość naszego grona. Saperka znów się przydała oraz noże i scyzoryki, którymi wycięliśmy sporo okolicznych krzaków (na szczęście takich, które szybko odrastają), aby wyrównać drogę.

Część oficjalna, czyli rozdanie nagród, odbyła się w przyspieszonym tempie, pod klapą bagażnika „cytrynki”, bo deszcz nie zamierzał nam odpuścić. O grillu nie było co marzyć. Nikt też nie myślał o zdjęciach, chociaż flesze na niebie błyskały co jakiś czas, ale chyba z tego rodzaju „chmury” nie uda się ściągnąć plików.

Ważniejsza teraz była „ewakuacja” samochodami, bo z minuty na minutę droga powrotna stawała się coraz trudniejsza.

Droga prowadząca na łowisko namokła i czekała nas przeprawa po błocie. Zapadła decyzja, że wracamy całą „kawalkadą”, jeden samochód za drugim, aby w razie czego asekurować się nawzajem. To był dobry wybór, bo zanim dotarliśmy za wał wiślany mieliśmy atrakcje takie jak na rajdzie Paryż-Dakar (rozbryzgi błota na wysokość samochodów, poślizgi, buksowanie kół, przymusowe zjazdy z wzniesień). Na szczęście, jak to mówią „w kupie siła”. Szczęśliwie udało nam się dotrzeć do „cywilizowanej” drogi i nasze męki się skończyły.

Na koniec chciałam dodać, że mimo wszystkich wyżej wymienionych przeciwności losu to nie opuszczał nas dobry humor i nawet znaleźliśmy czas aby planować następne wspólne spotkania nad wodą.

 I choć dziś mieliśmy wiele przygód, to memoriał im. Jerzego Berlińskiego 2018 będziemy mile wspominać.

 

Z pozdrowieniami,
Rewizorek - Gosia