Feederowe Mistrzostwa Koła - łowisko Dawidy - 26.08.2017

Pierwsze oficjalne zawody o mistrzostwo naszego koła w metodzie feeder, miały miejsce na tzw. łowisku komercyjnym. HRS Dawidy to dawne stawy zarybieniowe, które zostały udostępnione dla łowiących. Nie dokarmia się tu ryb, wszystko co mają do dyspozycji, to zanęty i przynęty wrzucane przez wędkarzy. To było więc dodatkowym wyzwaniem dla naszego grona, aby tak przygotować odpowiednie „zachęty” dla ryb, żeby mieć jak najlepsze wyniki.

Wszyscy zawodnicy dotarli na łowisko, na zbiórkę, dokładnie o 6:00 rano. Przygotowanie stanowisk trochę nam utrudnił upór dwóch wędkarzy (takie uroki łowisk komercyjnych), gdyż zajęli miejsca na brzegu, rozdzielając nas na dwie części. Ale takie trudności nie są dla nas przeszkodą. Dla każdego znalazło się odpowiednie miejsce i szanse były wyrównane.

Odprawę przed zawodami  sprawnie przeprowadzili: Prezes Koła, Kapitan Sportowy i  Sędzia. Zasady zostały wyjaśnione a szczegóły, jak np. kwestia bezzwłocznego ważenia i wypuszczania ryb ważących pow. 2,5 kg (naczelna zasada „karpiarzy”) zostały poddane ogólnemu glosowaniu.

Na przygotowanie stanowisk mieliśmy godzinę. Wystarczyło to wszystkim do rozstawienia stanowisk, wymieszania zanęt, uzbrojenia wędek itp. Na sygnał Sędziego o 7:20 rozpoczęło się nęcenie. Do wody poleciały koszyki zanętowe. 10 minutową kanonadę, jakoś staw dawidowski wytrzymał.

O 7:30 rozległ się sygnał rozpoczęcia zawodów i teraz już na poważnie należało zająć się „zachęcaniem” ryb, do zainteresowania się wrzuconą do wody zanęta, oraz przynętami założonymi na haczyki.

Przynęty i zanęty mieliśmy różnorakie, każdy wymieszał sobie tylko znane smaki i dodatki, ale zgodnie z regulaminem używaliśmy do nęcenia w trakcie zawodów tylko i wyłącznie lekkich koszyczków.

Godziny upływały miarowo na „machaniu” wędkami, zmienianiu przynęt ale także i relaksu w promieniach słońca (ostatnie chwile na „łapanie” letniej opalenizny).

Wybór łowiska okazał się szczęśliwy dla wszystkich. Już dawno w historii naszego Koła nie zdarzyło się aby nikt nie „zerował” na zawodach. Wyniki były różnorakie. Trafiały się srebrne karasie (tzw.Japońce) nawet niektóre ładne sztuki, ale i drobnicą nikt nie pogardził. Farciarzom ryby same wskakiwały do siatki (narybek amura był tak mały, że większe oczka w siatkach nie stanowiły dla nich przeszkody) i dopiero przy ważeniu odzyskiwały wolność. Jeszcze innym szczęściarzom trafiła się złota rybka (karpiki wielkości dłoni albo nawet mniejsze… oczywiście po wypowiedzeniu życzenia trafiały z powrotem do wody, bo pomimo łowiska komercyjnego obowiązywały nas wymiary PZW).

Ważenie ryb przyniosło dużo emocji. Każdy miał nadzieję, że jego trofea są te najokazalsze.Pewnie dlatego humory nam dopisywały i w trakcie i po zawodach.

Wynik rywalizacji (czy to na spławik, czy feeder) tradycyjnie miał niekwestionowanego zwycięzcę. Rafał Zajkowski, używając przynęt i zanęt, tylko sobie znanych, zajął pierwsze miejsce i tym sposobem zapisał się w historii Kola jako pierwszy mistrz w metodzie feeder.

Pozostali zwycięzcy, zarówno zdobywcy statuetek jak i pamiątkowych dyplomów są wymienieni w wynikach naszych zawodów. (pełne wyniki)

Ale szczególne gratulacje należą się kol. Pawłowi Stachowiakowi. Niedawno dołączył do naszego grona i już na drugich zawodach zajął 5 miejsce. Serdecznie gratulujemy.

Nasze zmagania tradycyjnie zakończył wspólny grill. Boczuś, kiełbaski  były zagryzane chlebkiem i obficie popijane napojami a posiłek przeplatany był rozmowami zarówno o przebiegu obecnych, jak i planami przyszłych zawodów i spotkań nad wodą. M.innymi pojawiła się inicjatywa aby towarzyskie zawody na zakończenie sezonu były połączone z piknikiem dla członków Kola i ich rodzin.

Może uda nam się zachęcić  do wspólnego spotkania nad wodą naszych bliskich.

 

Rewizorek – Gosia.